Uwaga: W prezentowanej tu polskiej wersji tej strony podane są (w Spisie treści poniżej) dodatkowe linki do pozostałych rozdziałów książki. Ten dodatkowy materiał jest udostępniany w porozumieniu i za zgodą Autorki.
Ostatnim dodanym fragmentem jest brakująca wcześniej końcówka rozdziału drugiego (istotna dla dalszego czytania).
Jest też dostępna nadająca się do wydrukowania wersja w formacie pdf.
KMB [20100830; ostatnie zmiany 20100917]  

 

Książki Valerie Barrow

Star People Revisted
Past, Present and Future

(Gwiezdni ludzie ponownie
Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość)

 


Jest to druga książka, będąca kontynuacją odkrywczej podróży w ewolucję gatunku ludzkiego na Ziemi.

Gwiezdni Ludzie ponownie, Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość" opisuje Misję Statku Bazowego Rexegena, który przybył z Plejad blisko milion lat temu.

 

Próbka

Poniżej możecie przeczytać próbkę z początku książki Star People Revisted do końca drugiego rozdziału. Obejmuje ona uwagi autorki, streszczenie, wstęp i dwa pierwsze rozdziały. Przedstawiamy je tutaj jako przedsmak zawartości całej książki, która naprawdę jest warta przeczytania i refleksji ...



Książka ta jest z Uniwersalną miłością dedykowana Świetlnej Istocie znanej
jako Alcheringa, duchowi przodków starożytnej rasy australijskich Aborygenów.

 

 

Spis treści

Dedykacja

Od autora

Streszczenie

Wstęp

Rozdział 1
Valerie udaje się do Kariong z Gerrym i Karen

Rozdział 2
Alcheringa opowiada o misji statku Rexegena
Regresja Pameli Goddard

Rozdział 3
Valerie udaje się do Kariong z Johnem i Karen
Regresja Johna Barrow

Rozdział 4
Alcheringa opowiada o dzieciach i narodzinach
Regresja Charlesa Brendona

Rozdział 5
Regresja Candice
Regresja Jamesa i Tricii
Regresja Rosalyn
Egarina przedstawia się

Rozdział 6
Regresja Stephena
Regresja Michaela
Regresja Josepha

Rozdział 7
Regresja Robbie
Alcheringa opowiada o końcu Rexegeny
Regresja Glendy

Rozdział 8
Regresja Frederica
Regresja Petera

Rozdział 9
Regresja Toma
Druga regresja Stevena
Alcheringa wyjaśnia Spisek

Rozdział 10
List od Helen Boyd
Alcheringa rozmawia z Gerrym i Margaret
Margaret opowiada o legendzie ósmej białej siostry
Zwrot kamienia Alcheringa
Egarina mówi o ósmej białej siostrze

Rozdział 11
Valerie, Gerry i Karen wracają do Kariong

Rozdział 12
Przesłanie Alcheringi

Posłowie


 

 

Od autora

Ogólnie rzecz biorąc, idea reinkarnacji jest akceptowana przez wschodnie i rdzenne kultury. W miarę upływu czasu jest też akceptowana przez nasze zachodnie kultury, gdzie panuje przekonanie, że nasz duch, nasza dusza żyje po śmierci i powraca do nowego ciała, aby kontynuować swoją wędrówkę rozwijania charakteru do czasu, aż nie osiągniemy oświecenia. Mówi się o ‘pamięci poprzednich wcieleń’, bycia inną osobowością w innym życiu, czasem jako mężczyzna, czasem kobieta – wszystko to jest wpisane w historię naszej duszy.

W opowieści przedstawionej w tej książce stwierdziliśmy, że wielu ludzi sięga do stanu świadomości, w którym doświadczyli pamięci poprzednich wcieleń. Ale bywa, że ta świadomość sięga jeszcze dalej do pamięci ich duszy uwalniając wspomnienia pochodzenia z innych światów, z innych planet.

W przypadku ludzi opisanych w tej książce przejście do Kosmicznej Świadomości było względnie łatwe. Ich wspomnienia były wzbudzane przez patrzenie na symbole, które komunikowały się z nami (też ze mną, bo jestem jedną z tych, którzy pamiętają) na głębokim poziomie.

Carl Jung, słynny psycholog, mówi o archetypach i zbiorowej nieświadomości. Jest to szczególnie wyraziście widoczne u wielu artystów obrazujących w swoich dziełach archetypową świętą geometrię. Niekiedy do uzyskania dostępu do tej ukrytej świadomości stosuje się hipnoterapię. W przypadku naszych aspirantów duchowych pamięć przychodziła po prostu z patrzenia i odczuwania prostych symbolicznych glifów wyrytych w kamiennej ścianie. Ta ukryta wiedza była w każdym z nich wyzwalana spontanicznie.

To każe nam wierzyć, że kryła się za tym jakaś ‘niewidzialna ręka’ prowadząca nas wszystkich ku uwalnianiu ze zbiorowej świadomości kolejnych partii tej historii. Jest to historia z czasów, gdy wyprostowane stworzenie podobne do małpy zostało wyniesione do ludzkiej istoty.

Jest to nasza historia. To, jak była odkrywana, zostało przedstawione wiernie – jest to prawdziwa opowieść. Wykorzystaliśmy tylko część z zapisów dostępnych na taśmach magnetofonowych, które zarejestrowały przekazy różnych ludzi, którzy trzymając zdjęcia glifów przypominali sobie ów czas dawnej historii ziemi.

Nazwiska tych osób zmieniliśmy, aby chronić ich prywatność, ale wielu z nich zgodziło się na opublikowanie grupowego zdjęcia. Do czasu zebrania ich do tego zdjęcia wielu z ‘opowiadaczy’ tej historii nie spotkało się wzajemnie.

Śri Sathya Sai Baba pobłogosławił pierwszą 'Księgę miłości napisaną przez medium (Book of Love by a Medium)', mówiąc “Nie jest ona jeszcze skończona.” Pobłogosławił też manuskrypt książki ‘Gwiezdni Ludzie ponownie,’ która zawierała tę prawdziwą historię. Nazwał ją wtedy ‘the Booku.’

 

Streszczenie

Jest to historia pięćdziesięciu tysięcy ludzi przybyłych z Plejad w olbrzymim gwiezdnym statku, aby założyć ludzką rasę na Ziemi i wyzwolić istniejącą rasę Włochatych spod umysłowej kontroli Gadoidów (Reptilian).

Przygoda Valerie Barrow zaczęła się, gdy otrzymała mały kamień zawinięty w łykowy papier. Kamień znany jest australijskim Aborygenom jako 'Kamień Alcheringa.' Umożliwił on Valerie komunikowanie się z niewidzialną istotą, która przedstawiła się takim samym imieniem jakie nosił kamień – Alcheringa.

Nie jest to proste opowiadanie, lecz historia przepełniona intrygą, podstępem i zaplanowaną destrukcją misji. Z tego zniszczenia ocalało tylko dziewięćdziesiąt ludzi, którzy znaleźli się na Ziemi. Ich walka i powodzenie w stwarzaniu naszej rasy to prawdziwy cud. Jest to nasza przeszłość. Oni są naszym dziedzictwem.

Aborygeni cały czas znali tę historię. To dar od Gwiezdnych Ludzi.

Darem książki jest to, że zapowiada Nowy Wiek, w którym życie będzie całkowicie inne. Istnieje sposób przetrwania nadchodzących zmian. Ta książka podpowiada jak to osiągnąć. Jest to niezwykle proste.

 

Wstęp

Jak mam wam opowiedzieć o pozaziemskich zdarzeniach, które wystąpiły prawie milion lat temu, nie narażając się na posądzenie, że moje miejsce jest w najbliższym szpitalu psychiatrycznym?

Wielu ludzi przyszło do mnie, aby odwołać się do wspomnień tych odległych w czasie zdarzeń. Byli to całkiem normalni ludzie, prowadzący zwyczajne życie.

Łatwo było mi przyjąć to, o czym mówili ci ludzie. Sama miałam własne doświadczenia wspomnień, które ściśle odpowiadały informacjom od nich.

Czytelnik tej książki może, ale nie musi się z tym zgodzić.

Wielu ludzi doświadcza odległych zdarzeń i szeroko opisuje je. Niektórzy decydują się w ogóle o nich nie mówić. Inni po prostu całkowicie ignorują je, przypisując je żywej imaginacji lub nie chcą poznać prawdy.

Pamięć minionych żyć staje się bardzo realna, gdy jest wywołana przez szczególne zdarzenia. Jej treść może wydać się niepokojąco podobna do zdarzeń, związków i postaw z obecnego życia. Takie wspomnienia mogą na dobre zmienić wasze życie.

To właśnie zdarzyło się w moim życiu.

Obecnie mam do zrealizowania misję opowiedzenia ludziom o dawnej przeszłości i przekazania informacji otrzymanych od innych. Ma to na celu uświadomienie, kim i czym my naprawdę jesteśmy. I temu właśnie jest poświęcona ta książka.

Proszę tylko o przeczytanie i przyjrzenie się tej małej książce. Proszę zbyt pochopnie nie oceniać jej, przynajmniej przed zakończeniem czytania. Pozwólcie sobie przez pewien czas na zajrzenie do innego rodzaju rzeczywistości...

Wszystko zaczęło się, gdy szukałam w słowniku słowa alchemia. Mąż i ja chcieliśmy wybrać jakąś nazwę dla naszego nowego domu. Sprawdzałam różne pomysły.

Gdy dotarłam do właściwej strony, moją uwagę przykuło inne słowo niż alchemia. Było to następne hasło: Alcheringa. Słownik mówił, że ta nazwa australijskich Aborygenów oznaczała ‘Czas Snów,’ ‘Złoty Wiek’ albo ‘Kiedy stworzono pierwszych przodków.’ Spodobało się nam to słowo i od tego czasu nasz dom znany był jako Alcheringa.

Potem pojawiła się Helen Boyd. Przyjaciółka powiedziała jej o mnie i to że mieszkam w miejscu zwanym Alcheringa. Przyjechała na spotkanie ze mną, przywożąc ze sobą kamień zawinięty w łykowy papier. Helena była poważnie chora i chciała znaleźć bezpieczne miejsce na przechowanie kamienia.

Helen otrzymała ten kamień od pewnej rodziny z Afganistanu. Wiedzieli oni, że kamień jest szczególny, ale nie wiedzieli, co z nim zrobić. We wczesnych latach (osadnictwa w Australii) przez centralną pustynię Australii podróżowali afgańscy handlarze sprzedający towary, którymi były obwieszone ich wielbłądy, stanowiące swego rodzaju sklepy na czterech nogach. Nikt nie wiedział, w jaki sposób kamień znalazł się w posiadaniu tej rodziny.

Helen powiedziała, że kamień nazywał się ‘kamieniem Alcheringa.’ Tak mówili jej przyjaciele Aborygeni. Helen oznajmiła, że przyjechała do mnie, ponieważ mój dom też nazywał się Alcheringa. Helen uznała, że można mi zaufać i spytała, czy zgodzę się pilnować kamienia.

Powiedziałam ‘O.K.’ a Helen bez chwili wahania oddała mi go w opiekę. Łatwo mieścił się w pudełku po butach. Położyłam go na półce w moim gabinecie.

Wiele tygodni później zbudziłam się na dźwięk głosu. Głos spytał mnie: “Czy jesteś gotowa, aby pisać książkę?” W panice usiadłam na łóżku, czując obecność kogoś obok mnie. “Książkę, jaką książkę; kim jesteś?” – wrzasnęłam.

Mój mąż burknął i odwrócił się we śnie. To na pewno nie on mówił. Ten nowy głos mówił dalej w środku mojej głowy, wyjaśniając, że jest Istotą Światła, która przyszła z innego wymiaru, którego normalnie nie mogę zobaczyć, a który jest miejscem jedności, harmonii i miłości.

Głos był kojący i przyjazny. Mimo, że był we mnie, wydawał się oddzielny i rzeczywisty. Zastanawiałam się: “Co to jest?”

Głos odpowiedział: “Jestem Alcheringa.”

Nagle uświadomiłam sobie, że skomunikowałam się mentalnie z czymś z drugiej strony o nazwie Alcheringa. Nie był to zły sen ani niekontrolowane wyobrażenie.

Myślałam nad tym jakiś czas. Pomyślałam też o kamieniu Alcheringa w pudełku po butach, nazwie naszego domu i milionie innych rzeczy.

Miałam zero przekonania do pisania jakiejś książki, nie wspominając już o tym, co miałabym pisać. Przez kilka tygodni chodziłam i zastanawiałam się nad ‘rzeczami’ do napisania. Nic nie przychodziło mi do głowy – nie było żadnego światełka w tunelu. Moja mała maszyna do pisania stała zimna i bez życia na biurku.

Małe pudełko po butach zwróciło moją uwagę. Usiadłam na podłodze i wyjęłam zawinięty kamień z pudełka. Posadowiłam go na udach i popatrzyłam na niego. Wydawało się, że ma swoje życie i emanuje uczucie światła i miłości. Przez pierwsze kilka chwil, gdy siedziałam z nim, wokół panował wielki spokój. W głowie nie miałam żadnej myśli.

Nastąpiło przesunięcie mojej świadomości z głowy do serca i znów przemówił Alcheringa. Tyle, że teraz mówił, korzystając z moich strun głosowych i głosem nieprzypominającym mojego.

“Jestem Alcheringa, istosta światła. Ty sama jesteś aspektem istoty światła.

Przychodząc do ciebie, przystosowałem swoje wibracje, tak by móc mówić poprzez twoje fizyczne ciało. Jest to tylko mały teatr zorganizowany po to, abyś ty i inni wokół ciebie mogli być świadkami realności istot, które przebywają w innych wymiarach. W mojej rzeczywistości przybywam z obszaru, skąd nie mogę nawiedzać twojego miejsca. Aby przejawić swoją obecność, muszę działać poprzez kogoś takiego jak ty.

Jest wiele rzeczy, o których mógłbym ci powiedzieć, ale teraz będę mówił o energii. Proponowałbym, abyś zadawała pytania i była świadoma tego, że gdy pytasz, komunikujesz się z energią z innych światów i wymiarów. Zachęcałbym cię do zaznajomienia się z odczuciem tej energii, gdyż jest to istota mojego jestestwa. Czy rozumiesz?”

“Nie jestem pewna, że rozumiem” – wysapałam.

“Wkrótce będziesz. Dawno temu podjęłaś decyzję, że przyjdziesz do tego miejsca i czasu. Jest w tobie uczucie, które przyciąga cię tutaj. Jest ono jak znajoma energia magnetyczna.

Jest tak dlatego, że miałaś łączność z tym światem w innym czasie. Jest to powód, dla którego przyszłaś i w głębi duszy wiesz to. Zachęcam cię, żebyś poczuła i rozpoznała takie rozumienie wewnątrz siebie. Jeśli wezwiesz mnie, pomogę ci to zrozumieć i wiedzieć, że czeka na ciebie zadanie do wykonania.

Na początek nie będę ci mówił zbyt wiele, gdyż mogłabyś wypaść z własnej drogi. Część tej pracy musi poczekać jeszcze trochę, aż rzeczy poukładają się. Czy rozumiesz?”

Zaprzeczyłam ruchem głowy. “Nie; co masz na myśli?”

“Czasami będzie konieczne, abyś połączyła się z innymi. Na ich ścieżkach też są opóźnienia, tak byście zeszli się razem we właściwym czasie. Proszę cię, abyś kierowała się podpowiedziami z wewnątrz. Jeśli czujesz, że jest dobrze, idź dalej.

Pamiętaj, że światło, w którym chodzisz po tej Ziemi jest światłem doświadczania. Niczego z niego nie przepuść, nawet na moment, gdyż jest to podróż, która będzie bardzo ważna.

Ci, którzy zaangażowali się w pracę z nami na tej Ziemi, są prawdziwie kochani i bardzo chętnie z nimi pracujemy. Mamy na widoku szerszy obraz, plan, który odsłania się na całej Ziemi.

Inni podobni tobie pomagają urzeczywistniać ten plan. Ale nie należy wybiegać zbytnio przed innych, bo w przeciwnym wypadku plan nie zostanie zrealizowany tak jak przewidziano. Mam nadzieję, że to napełnia cię otuchą, moja droga. Ufam, że uznasz, iż znajdujesz się we właściwym miejscu.”

Odniosłam wrażenie, że coś w środku popycha mnie, sprawiając, że chcę dowiedzieć się czegoś więcej. “Ilu z was to robi?” – spytałam.

“Jest wielu takich jak ja, których energie są w tym czasie na Ziemi. Pracujemy z niektórymi, którzy na świadomym poziomie nawet nie zdają sobie z tego sprawy. To nie ma znaczenia. Ważne są intencje i światło. Ty jesteś jedną z tych, którzy będą o nas wiedzieli. Z sercem przepełnionym miłością, odejdę teraz. Dziękuję za przyjęcie mnie i niech cię Bóg błogosławi.”

Poczułam jak subtelna energia, którą był Alcheringa, odpływa, pozostawiając mnie w radosnym podnieceniu, którego nigdy, przenigdy nie zapomnę. Pozostało jedynie nowe uczucie, nieodparte odczucie dopingowania do zabrania się do pracy, co do której nie miałam żadnego planu.

Jedną z pierwszych rzeczy, które przekazał, była wiedza o tym, że kamień Alcheringa został sprowadzony na Ziemię przez kulturę pozaziemską znaną pod nazwą ‘Gwiezdni Ludzie.’ Został on przekazany pierwotnym Aborygenom dzisiejszej Australii. Jest on dla nich rzeczą świętą. Wyszedłszy spod ich opieki, kamień ten podróżuje, aby wpływać na wielu innych ludzi. Naucza o naszych duchowych początkach i przekazuje wiedzę, która odwiecznie jest weń wpisana.

Kamień wydawał mi się znajomy. W sercu czułam, że przeznaczone było mu trafienie do mnie w określonym celu. Uświadomiłam sobie to dopiero, gdy zakończyłam pisanie tego manuskryptu.

Księga miłości napisana przez medium została opublikowana w Hong Kongu. Była napisana w formie dziennika – czegoś w rodzaju zapisu strumienia świadomości. Znaczna jej część pochodzi od postaci Alcheringa z pomocą kamienia Alcheringa. Książka ta mówiła o gwiezdnych ludziach i ich misji dotyczącej Ziemi.

Potem przyszedł sen, w którym zobaczyłam Sai Babę, pewnego Świętego Człowieka w białej szacie, stojącego obok mnie podczas mojego pisania. Miałam silne odczucie, że powinnam zabrać tę książkę do Indii w nadziei, że on osobiście ją pobłogosławi. Pojechaliśmy z mężem do Indii, zastając wiele tysięcy ludzi w jego aśramie. Tym niemniej, zaprosił nas na audiencję i poprosił o tę książkę. Trzymając ją na udach, śmiejącymi się oczami popatrzył na mnie i powiedział “Książka nie jest jeszcze skończona.”

Potem nastąpił ciąg wypadków, które wszystko zmieniły. W miarę jak następowały uświadamiałam sobie, że w mojej pierwszej książce opisałam tylko część historii.

Teraz muszę wszystko to zrobić od nowa.

 

 

 

Rozdział 1

Valerie z Gerrym i Karen udaje się do Kariong

 myślę, co się wydarzyło, jest to dla mnie nieco przytłaczające. Aborygen Gerry Bostock pędził swoim sponiewieranym pickupem po polnej drodze w kierunku szosy. Moja przyjaciółka siedziała obok niego, zaciskając białe dłonie na tablicy rozdzielczej. Podczas jazdy Garry podziwiał niezwykły różowy kryształ, który właśnie zakupił.

Przed dojazdem do szosy, Garry zatrzymał samochód. Droga przed nim była zastawiona olbrzymimi cementowymi rurami. Ktoś z grupy budowlanej, układącej te rury w głębokim rowie, który przecinał drogę Garry’ego, zauważył samochód poprzez tuman brązowego kurzu. Mógł jedynie uśmiechnąć się i wzruszyć ramionami. Trzeba było znaleźć inną drogę dojazdową do szosy.

Gdy Gerry szukał alternatywnego dojazdu, jego samochód zbliżył się do drogi prowadzącej do szczęśliwego miejsca, które mój mąż i ja nazywamy domem. Rachel wskazując drogę powiedziała: “Tam mieszka moja przyjaciółka Valerie, jej dom nazywa się Alcheringa.”

Gerry zwolnił i zatrzymał zamochód przy skrzyżowaniu. Przez chwilę intensywnie patrzył na wąską dróżkę po czym powiedział do Rachel: “Zatem podjedziemy i ją odwiedzimy.” Atrakcyjność nazwy Alcheringa miała zapoczątkować jeszcze jedną znajomość.

Podczas małej uroczystości siedziałam w swojej pracowni z kamieniem Alcheringa. Właśnie dzisiaj przyszły do Australii pierwsze egzemplarze “Księgi Miłości napisanej przez medium” (medium to ja). Byłam szczęśliwa i zadowolona.

Widziałam przez okno ten stary pickup, jak zbliża się do naszego domu. W samochodzie rozpoznałam przyjaciółkę Rachel i jakiegoś Aborygena. Gdy zobaczyłam jego twarz, poczułam ekscytację, której nie potrafiłam uzasadnić.

Podobnie jak wielu Australijczyków nigdy nie spotkałam ‘Koori’ albo ‘Murri,’ jak lubią być nazywani. Mówiąc to, czuję smutek. Urodziłam się i wychowałam w Australii, ale nigdy nie skorzystałam z okazji spotkania się z Koori w celach towarzyskich. To samo dotyczy wielu białych Australijczyków. Ciężko im wyjść z taką inicjatywą.

Istnieje wielka potrzeba komunikacji i zrozumienia między wszystkimi rasami na stopie towarzyskiej. Mnie się właśnie nadarzyła okazja i postanowiłam zrobić z niej najlepszy użytek.

Rozpromieniona Rachel przedstawiła mnie Gerry’mu. Przez pokryte kurzem okulary dojrzałam parę najcieplejszych brązowych oczu, jakie kiedykolwiek widziałam. Jego uśmiech był gigantyczny i szczery. Było w nim uczucie miłości i dobroci.

Natychmiast połączyłam się z nim i poczułam ciepło w jego energii. W tym czasie on spojrzał mi w oczy głębiej niż ktokolwiek wcześniej.

Przyrządziłam lunch, a gdy usiadłam przy stole, intuicyjnie poczułam, że Gerry wiedział, iż miałam kamień Alcheringa. Przeniosłam wzrok na Rachel szukając podpowiedzi, ale jeśli ona powiedziała o tym Gerry’mu, jej twarz z pewnością niczego mi nie ujawniała.

Przez jakiś czas rozmawialiśmy towarzysko, po czym Rachel poprosiła Gerry’go, aby pokazał mi kryształ, który właśnie kupił. Gdy on sięgał do kieszeni, Rachel powiedziała mi, że Gerry używał kryształów w swojej pracy jako uzdrawiacz. Gerry wyjął różowy kryształ i podsunął mi na wyciągniętej ręce. Patrzył mi prosto w oczy.

“To kamień magiczny, nieprawdaż?”

Niemal zemdlałam.

“Wiesz o kamieniu Alcheringa” – wyrzuciłam z siebie, z trudem łapiąc powietrze.

Gerry wypalił: “To męska sprawa.”

Mój umysł pędził, szukając czegoś w odpowiedzi. Gerry ciągle patrzył mi w oczy. Jego oczy były ciepłe, ale zdawały się czegoś we mnie szukać. Nie byłam zdolna odpowiedzieć przez czas, który wydał się wiecznością. Moje oczy miotały się po pokoju. W końcu zebrałam się w sobie i spróbowałam powiedzieć spokojnie: “Tak, ale przecież, gdy był w moim posiadaniu, nigdy nie został rozpakowany – darzę go wielkim szacunkiem. Używam tego kamienia w swojej pracy jako medium; no i – ach … głos, który do mnie przychodzi dzięki kamieniowi jest głosem męskim.”

Gerry odchylił się do tyłu i roześmiał się: “No cóż, to dobrze.”

Wszyscy się roześmialiśmy i atmosfera znów stała się lekka. On wsunął różowy kryształ z powrotem do kieszeni, a ja nie mogłam powstrzymać się od zadania pytania: “Chciałbyś zobaczyć ten kamień?” Gdy odmawiał, w oczach Gerry’go był strach.

W mojej głowie zapanowała pustka. Nie wiedziałam co zrobić. Boże, byłam pewnie już w pół drogi niosąc kamień do kuchni. Musiałam coś powiedzieć: “Skoro mowa o kamieniach – wiesz, w czasie ostatniej równonocy wiosennej odwiedziłam olbrzymią tajemniczą skałę Uluru. Naprawdę bardzo mi się podobało to miejsce. Zgadzam się z Koori, że jest ono święte. Postanowiłam nie chodzić po tej skale ze względu na szacunek dla Aborygenów.”

Potem opisałam to, jak przy skale przedstawił mi się Alcheringa.

Brwi Gerry’go uniosły się. Pochylił się do przodu: “Jeden z moich przyjaciół Koori ma niewidzialną istotę, która mówi przez niego i nazywa się Alcheringa.”

W tej króciutkiej chwili poczułam się jedną z Koori. Moja wiarygodność została potwierdzona.

Następnie Gerry obdarzył mnie dziwnym spojrzeniem i rzekł: “Czy słyszałaś o hieroglifach w Kariong, niedaleko od Gosford?”

“Tak, słyszałam o nich. Mówiono mi, że są aborygeńskie” – odpowiedziałam.

“Byłem tam wiele razy. Hieroglify te nie są aborygeńskie. Chciałbym cię tam zabrać, abyś je zobaczyła. Czy myślisz, że Alcheringa zechce rozmawiać ze mną, gdy tam pójdziemy?”

Bez namysłu odpowiedziałam, że tak.

Nagle poczułam się tak, jakbym miała przejść inicjację. Ponad rok temu Alcheringa powiedział mi, że pewnego dnia będzie przeze mnie mówił do Aborygena.

W następnym tygodniu udałam się do Kariong.

Tamten dzień był bardzo specjalny – był to dziesiąty dzień dziesiątego miesiąca. Przyłączyła się do nas moja przyjaciółka Karen. Podsłuchała jak mówię o tej wyprawie i tak długo nalegała na pojechanie z nami, aż uległam. Dojechaliśmy na miejsce późnym popołudniem po czterech godzinach jazdy.

Gerry, który szedł przed nami przez busz, od czasu do czasu rzucał małe kamienie, aby informować duchy, że nadchodzimy – po to, by je nie zaskoczyć. Uprzedził nas, że w tamtym miejscu będzie lodowato zimno, ale dla mnie pogoda wydawała się całkiem przyjemna.

Gerry pouczył nas, abyśmy zjedli trochę czubków młodych liści gumowego drzewa, by stać się ‘jednym’ z otoczeniem. Potem poprosił duchy i elementale o pozwolenie na wstąpienie w ich obszar. Jeśli chodzi o nasz wkład, Karen zabrała ze sobą kamerę wideo a ja swój 35-mm aparat fotograficzny. Cóż mam powiedzieć – jesteśmy stechnologizowanymi białymi dziewczynami?

Wspięliśmy się w kierunku wielkiej skały, która jakby oddzieliła się od góry tworząc wąską rozpadlinę z płaskim dnem. Jej tylna jedna trzecia miała zadaszenie w postaci dużej płaskiej skały. Gdy wcisnęliśmy się do środka przez maleńkie wejście, oszołomił mnie widok obrazów, które pojawiły się przed nami. Skalne ściany były pokryte przez zapierające dech hieroglify. Karen i ja byłyśmy zdumione. Było ich setki. Rozpadlina stanowiła czasową kapsułę wygrawerowaną w kamieniu.

Wiele z glifów wyglądało na egipskie. Nie jestem ekspertem, ale wyraźnie rozpoznałam rysunek egipskiego boga Anubisa. Inne wyglądały jak symbole lub piktogramy jakiegoś wydarzenia.

Podeszłam do jednej ze ścian i delikatnie dotknęłam kilku z hieroglifów. Palce mi drżały, gdy przesuwałam je nad starożytnymi obrazami.

Niektóre z nich zdawały siię wywoływać odległe emocje, których nie bardzo potrafiłam umiejscowić w czasie. Gdy zaczęłam robić zdjęcia, zauważyłam, że wiele z nich było bardzo wyraźnych i głęboko żłobionych. Powiedziałam: “Te były wyryte w kamieniu za pomocą laserowego pręta.”

Skąd mogłam to wiedzieć?

Karen była zajęta filmowaniem. Gerry stał w środku rozpadliny z zamkniętymi oczami, jakby w głębokiej medytacji. Karen wydała cichy okrzyk. Odwróciłam się i zobaczyłam, że żywo pokazuje glif ciężarnej kobiety.

Poczułam, że wyłączam się.

Gerry chyba wyczuł zmianę i poprowadził nas na szczyt skały z widokiem na rozpadlinę. Usiedliśmy naprzeciw siebie. Gdy Alcheringa zaczął mówić przeze mnie, Karen uruchomiła kamerę.

“Pozdrawiam was moi przyjaciele. Jestem Alcheringa. Od dawna czekałem na to spotkanie. Być tutaj to dla mnie przyjemność. Każde z was znałem już od wielu wcieleń. Bo widzicie, wszyscy jesteśmy połączeni ze światami gwiazd.

Wielu ciekawią rysunki wyżłobione na tych skałach. Każde z was ma odczucie, że zostały wyżłobione przez istoty z innych światów. I rzeczywiście, wiele z nich tak właśnie powstało. Przez miliony lat tę małą Ziemię odwiedzały istoty z innych światów, innych gwiazd, a nawet z innych galaktyk. Wiele z nich wpłynęło na genetyczną ewolucję żywych stworzeń na Ziemi – takich jak ryby, zwierzęta naziemne i owady. Jest to żywa planeta z życiowymi siłami w każdej swojej części. No, ale wy zdajecie sobie z tego sprawę.

Jest wiele rzeczy do powiedzenia, ale nie jest to właściwy czas. Wiele informacji odsłoni się stopniowo, gdyż mamy większy plan. Każda część dołoży się do całości, tak że odsłoni się pełniejszy obraz i będzie rozpoznany i zrozumiany przez tych, którzy żyją na tej planecie Ziemi.

Zachodzi wielka potrzeba, aby wszyscy na tej planecie zrozumieli matkę, którą nazywacie Ziemią, matkę, która opiekuje się wami i odżywia wszystko, co na niej żyje. Istnieje potrzeba kochania i szanowania matki Ziemi, pielęgnowania jej. Wiem, że każde z was w głębi siebie rozumie to i że pomoże nam rozpowszechnić to rozumienie. Jedno z was ma pytanie.”

Odezwał się Gerry: “Czy jest coś jeszcze, co powinniśmy wiedzieć o tym miejscu. Czy wymaga ono ochrony?”

“Miejsce to cały czas było chronione. Będziemy dalej go chronić, aż przyjdzie czas na upublicznienie. To starożytne miejsce zawiera klucze do większego obrazu. Rysunki te będą jednoczyły, otwierały i wspomagały ewolucję wielu, którzy będą pamiętali. Obecna chwila jest zbyt wczesna – nastąpi to w niezbyt odległym czasie.”

Gerry spytał: “Czy jest coś, co chciałbyś abyśmy zrobili?”

“Faktycznie, mój synu, już postępujesz zgodnie z naszymi inspiracjami. Pozwoliłeś sobie na poprowadzenie tych ludzi. Nie tylko tych na dzisiejszym spotkaniu. Naszą wolą było, aby to nastąpiło. Będzie jeszcze wiele wydarzeń, kiedy zdasz sobie sprawę, że działa niewidzialna ręka. Niczym nie musisz się martwić; wiemy, że chcesz być pomocny.

Bądź świadomy, mój synu; bądź w pogotowiu. Podchodź do rozwiązywania każdego problemu w miarę jak jest ci podsuwany. Wielu pracuje z tobą i pomaga ci. Czasami będziemy cię popychać nieco dalej, niż przywykłeś. Jest to robione ze świadomością, że jesteś w stanie podołać.

Gdy każde z was robi krok w życiu, wiedzcie, że cały czas jesteśmy z wami. Przychodzimy ze świata światła. Przychodzimy do was z punktu Boga. Prosimy, abyście nie bali się.

Przychodzimy pomagać i jesteśmy gotowi, kiedykolwiek nas wezwiecie. Pomoc będzie wam zawsze w jakiejś postaci udzielona. Po prawdzie, w tym czasie nie ma już nic do dodania oprócz tego, abyście podtrzymywali tę dobrą pracę. Teraz odejdę. Dziękuję wam za zaproszenie mnie tutaj. To nie jest przypadek, że dzisiaj wszyscy jesteśmy tutaj. Już niedługo więcej będzie się działo, jak sami zobaczycie. Niech was wszystkich Bóg błogosławi.”

Znikła obecność Alcheringi, ale ciągle jeszcze czułam wokół siebie ciepłą energię.

Garry wstał i poprosił, żebyśmy poszły za nim. Poszliśmy dalej w górę do Whale Rock (Wielorybia Skała), do miejsca, skąd rozciągał się widok na wody Brisbane i Broken Bay. Była to wielka płaska skała z wyraźnymi wyciętymi w niej oznaczeniami kamieni brukowych. Gdy wstępowaliśmy na skałę, zarówno Karen jak i ja, pochyliłyśmy głowy. Każda z nas miała wyraźne odczucie, że idziemy pod czymś. Zgodnie spojrzałyśmy w górę. Oczywiście, niczego tam nie było – to po prostu nasza pobudzona wyobraźnia … ale czy na pewno? Karen i ja, obie miałyśmy takie same reakcje na to miejsce. Serce zaczęło mi szybciej bić.

Gerry powiedział, że bywał tu wiele razy, korzystając ze skały w celach uzdrawiania. Ruchem ręki wskazał na obszar otaczający skałę, mówiąc, że mieszkały tu kiedyś rodziny Aborygenów, a posiłki spożywały dokładnie w miejscu, gdzie staliśmy. Z jednej naszej strony było miejsce dla mężczyzn, a drugiej – dla kobiet. Pokazał nam część tej skały, gdzie wykuto coś w kształcie kołyski. Gerry powiedział, że w dawnych czasach aborygeńskie kobiety używały tego miejsca w charakterze kanału urodzeniowego.

Karen zdecydowała położyć się w tej skalnej kołysce. W chwilę później wydawało się, że zasypia. Następnie jej oczy zaczęły się poruszać, tak jak gdyby znajdowała się w fazie REM snu, fazie marzeń sennych. Przyglądałam się jej z ciekawością zda się przez kilka minut. Potem usiadła z szeroko otwartymi oczami.

“Co czułaś?” – spytałam.

Karen wyglądała na zmieszaną: “To była ekstaza rodzenia dziecka. Jednocześnie miałam poczucie opuszczenia, mimo że wiedziałam, iż byłam tam z innymi.”

Gerry podszedł do Karen i intensywnie popatrzył na nią oczami, które nagle stały się ogromne. “A co z dzieckiem?” – spytał.

Karen zdała się ogłuszona jego pytaniem.

“Ja, ja naprawdę nie wiem” – odpowiedziała drżącym głosem.

W tym miejscu zaczęłam znów czuć wyłączanie się z rzeczywistości, podobne do tego, co czuję przed skomunikowaniem się z Alcheringą, ale inne.

Gerry przeszedł na brzeg skały z widokiem na Broken Bay. Właśnie zaczęło się ściemniać i w mieście poniżej pojawiły się pierwsze migocące światła. Odwrócił się i skinieniem ręki przywołał mnie na brzeg a potem wskazał w kierunku wody. W jego oczach było rozmarzone spojrzenie.

“Widzisz tamtą małą łódź na środku wody? Myślę, że to tam wpadł ten statek. Tylko skup się na tym, Valerie.”

Ogarnął mnie napływ emocji. Poczułam jak moje ręce wyciągają się w kierunku wody i nagle całe moje ciało porwało uczucie głębokiego smutku. Słyszałam głosy przerażenia; były krzyki i płacz. Musiałam uwolnić ból, strach i przytłaczające poczucie straty, które mnie ogarniało.

Nagle była pełnia dnia. Okolica wyglądała inaczej niż teraz, bardziej tropikalna i gęsta. Było nadzwyczajnie gorąco i miałam trudności z oddychaniem. Powietrze było ciężkie i jak ciecz – jakbym oddychała pod wodą. Każdy oddech sprawiał ból.

Moje wyciągnięte ręce były długie i cienkie. Skóra na nich miała cerę bladobłękitną, była niemal przezroczysta. Miałam wrażenie, że ma podłużną głowę.

Doświadczałam przemożnego uczucia zupełnego niedowierzania. Mój mąż, dzieci i wielu przyjaciół, wszyscy zginęli. Jak to się mogło stać? Uczucie niedowierzania zastąpiło poczucie zdrady. Potem zaczęła narastać złość, uczucie jakiego osoba, której doświadczałam nigdy przedtem nie znała.

Z jej przypływu złości powoli wróciłam do stanu, jaki myślałam, że jest normalną rzeczywistością. Obok mnie Karen i Gerry ledwo powstrzymywali się od płaczu. Wydaje się, że przeżyliśmy pewien rodzaj grupowego doświadczenia. Whale Rock zdawał się znajdować w innym czasie.

Potem zasłona rozdarła się i zaczęły napływać wspomnienia. Przyszliśmy wszyscy w pokoju z Plejad/Lutni oraz, wcześniej z miejsca, które zabrzmiało jak Altaah. Gdy powróciło białe, gorące światło dzienne i duszna atmosfera, osunęłam się na kolana.

Wszystko to nastąpiło po jakiejś desperackiej próbie ucieczki przed czymś. Przybyliśmy z pokojową misją Boga i zostaliśmy zaatakowani przez tych, którzy nie należeli do światła miłości. Daleko w dole w wodach zatoki leżał roztrzaskany statek gwiezdny przypominający spodek. Załoga doznała poważnych obrażeń i przeżyła szok psychiczny. Strach i ból odbijały się w moim umyśle, tak jak gdybym dzieliła ich świadomość. W odpowiedzi na ich niewypowiedziane wołania o pomoc pojawiły się delfiny i przepchały niektórych z nich na brzeg.

Drugi spodek, ten w którym ja przyleciałam, unosił się nad spodkiem uszkodzonym zabierając tych, którzy byli w wodzie.

Inni, którzy znaleźli się na brzegu i byli wystawieni na palące z góry słońce, wyli z bólu, szukając schronienia przed silnym promieniowaniem. Niektórzy doznali strasznych obrażeń, a związane z tym męczarnie bezpośrednio odczuwałam.

Niemal stradając zmysły, odwróciłam głowę. Inni stali za mną, oglądając tę scenę w takim samym przerażeniu. Wszyscy byli obcymi, nie pochodzili z tej Ziemi. Spojrzałam w dół na swoje ręce i ciało. Boże – byłam jedną z nich.

Poszukałam wzrokiem w grupie Eleurę; pamiętałam jej twarz i imię tak jak gdybym znała ją od wieków. Jej duże czarne oczy popatrzyły na mnie i połączyłam się z jej przeżyciami. Jej mąż Ujeshet został przygnieciony przez metalową belkę do pulpitu sterowniczego spodka znajdującego się pod wodą. Długo umierał pod wodą oceanu, którego nigdy wcześniej nie znał. Eleura nosiła w sobie jego dziecko i właśnie przekazywała świadomość tej maleńkiej istoty Ujeshetowi, gdyż spytał ją: “Co z naszym dzieckiem?”

Odszukałam świadomość Ujesheta i połączyłam się z nim, przesyłając mu moją miłość i zatroskanie. Gdy brat mojego męża, odwzajemniając moje uczucia, przesyłał mi swoją miłość, nastąpił głośny trzask i znów znalazłam się w zmierzchu na Whale Rock patrząca wprost w oczy Gerry’go Bostocka.

Przez krótką chwilę byliśmy umysłowo połączeni dokładnie tak, jak łączyłam się z Ujeshetem. Tak, to było właśnie to. Gerry w tamtym odległym czasie był Ujeshetem. Odwróciłam się do Karen i przeżyłam to samo połączenie. Karen była Eleurą.

Spojrzeliśmy po sobie i zrozumieliśmy, dlaczego przyjechaliśmy w to miejsce. Przyjechaliśmy, aby sobie przypomnieć – nie było to przypadkowe.

Zbliżyliśmy się do siebie i wpadliśmy sobie w mocne objęcia zjednoczenia. Starzy przyjaciele wrócili, aby w tym szczególnym czasie przeżyć życia na Ziemi.

Wieczorne powietrze było lodowato zimne, ale mimo to czułam się otulona ciepłą miłością Boga, która otaczała nas i była wewnątrz nas. Poczułam się pobłogosławiona na wieczność, gdy cała nasza trójka połączyła ręce, dłonią za nadgarstek, tworząc dwa trójkąty, jeden nad drugim, w starożytnej formie pozdrowienia – źródła Gwiazdy Dawida.

W wyrazie dziękczynienia unieśliśmy nasze splecione ręce w kierunku gwiazd. Wysoko w górze Plejady słały na nas swoje delikatne światło, pieszcząc nasze twarze i osuszając nasze łzy niczym kochająca matka, która w końcu odnalazła swoje dawno zagubione dzieci. W przepięknym momencie kojącego objęcia zostaliśmy uzdrowieni.

 

Helen Vincent (Karen w tej książce) z lewej,
Valerie Barrow w środku i
Gerry Bostock z prawej.

 

 

 

Rozdział 2

Alcheringa opowiada o misji gwiezdnego statku Rexegena;
Regresja Pameli Goddard

ędziliśmy do samochodu w pogłębiających się ciemnościach jak na wyścigach. Teraz byliśmy trzema ludźmi, których łączyły całkiem inne więzy niż ledwie parę chwil wcześniej. Całe moje życie nagle przewróciło się. Nasuwały się monumentalne pytania. Co zaszło na tej skale? Kim byłam, gdy przeżywałam bycie tą obcą osobą? Kim i czym jestem teraz?

Pierwsza część drogi do domu odbywała się w milczeniu. Każde z nas było pochłonięte rozmyślaniem o tym, co się wydarzyło. Karen wyglądała na zmartwioną i zdawało się, że z wysiłkiem powstrzymuje się od płaczu. W końcu Gerry przełamał lody.

“Kiedy miałem szesnaście lat, miałem szczególnie wyrazisty sen. Później myślałem o nim przez wiele dni, gdyż był tak bardzo rzeczywisty. Była w nim jakaś dynamika, która sprawiała, że miałem wrażenie, iż to naprawdę się zdarzyło.

W tym śnie znajdowałem się na pokładzie olbrzymiego statku kosmicznego na orbicie wokół błękitnej i zielonej planety. Wszystko na tym statku miało jasny połysk, a szczególnie mundury ludzi. Wiele się tam działo w wielkim pośpiechu, błyskały kolorowe światła i dzwoniły dzwony.

Wszyscy śpiesznie wykonywali pewne procedury, tak jak gdyby zdarzył się jakiś wypadek. Widziałem wszystko oczami członka załogi, być może pilota lub nawigatora. Czułem pilną potrzebę zebrania mojej rodziny zanim nastąpi jakieś rychłe zdarzenie.

Scena zmieniła się i teraz byłem na pokładzie mniejszego statku uciekającego ze statku bazowego. Gdy wyjrzałem przez iluminator, zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy: planeta, w kierunku której zmierzaliśmy i statek bazowy, który opuszczaliśmy. Statek bazowy był ogromnym spodkiem lub statkiem w kształcie srebrzystego grzyba, z którego wylatywały setki mniejszych statków, a jeden z nich zawierał moją żonę. Wszystkie leciały w różnych kierunkach, starając się uciec tak szybko, jak to możliwe. Nagle pojawił się oślepiający błysk i statek bazowy rozleciał się. Miało to tak silny wpływ na mnie, że się obudziłem.

Dzisiejszego wieczora na Whale Rock przeżyłem ten sen na małym statku, który mknął ku planecie. Mój statek został uszkodzony podczas eksplozji a ja gorączkowo próbowałem nad nim zapanować. Planeta pędziła w naszym kierunku. Kiedy przebiliśmy się przez warstwę chmur, zobaczyłem w dole jej powierzchnię w błękicie i zieleni. Jej piękno kontrastowało ze strachem, który przepełniał moje serce. Zobaczyłem małą zatokę wypełnioną jasną, błękitną wodą. Usiłowałem skupić umysł na pokierowaniu statkiem tak, by łagodnie wylądować na brzegu.

Czułem, że statek próbuje reagować, ale nie mógł wyhamować dostatecznie szybko. Twardo uderzyliśmy w wodę. Poczułem, że z tyłu za mną wypada wręga i przygniata mnie do pulpitu sterowniczego.

Statek zaczął nabierać wodę przez ogromny wyłom w jego boku. Dałem znak wszystkim, aby wyszli na zewnątrz. Kilku ludzi próbowało uwolnić mnie, ale woda odepchnęła ich. Gdy statek przechylił się na bok i zatonął, poczułem słoną wodę obcego oceanu. Myślałem tylko o mojej żonie i nienarodzonym dziecku.”

Gdy Karen patrzyła na niego, jej twarz wyglądała pięknie i jednocześnie smutno. “Byłam twoją żoną” – powiedziała.

Gerry zwrócił się do niej: “Tak, i w tamtym momencie otrzymałem od ciebie wielkie pocieszenie przez to, że dałaś mi świadomość dziecka, które było w tobie. Dałaś mi nadzieję, że nasz rodzaj przetrwa w tym obcym ale pięknym świecie. Nasza miłość była bardzo głęboka; trwałaś przy mnie cały czas przez te cztery dni, przez które umierałem. Wtedy mieliśmy inne ciała, przepełnione wielką ilością energii. Ale nasi ludzie nie zdołali dotrzeć do mnie na czas, dlatego umarłem.”

Oczy Karen wypełniły łzy. “Trzy dni po twojej śmierci urodziłam nasze dziecko, leżąc w tej kołysce w skale, którą wycięto dla mnie prętem laserowym. On był pierwszym z naszych ludzi, którzy urodzili się na Ziemi. Nazwaliśmy go P’taah ze skały. Bardzo walczył o życie. Wszyscy próbowaliśmy go uratować. Biedne dziecko nie mogło oddychać tym powietrzem. Wszyscy dusiliśmy się tym gęstym i wilgotnym gazem planety. Gdy zmarł, wszyscy wiedzieliśmy, że będziemy musieli walczyć, by przetrwać jako ludzie w tym pięknym ale śmiercionośnym miejscu.”

Musiałam zatrzymać samochód; już nie widziałam drogi. Wszyscy wysiedliśmy, aby zaczerpnąć chłodnego nocnego powietrza. Poczucie zdrady i gniew, które miałam wcześniej znów zaczęły we mnie narastać. Zwróciłam się do Gerry’go i Karen: “Co się z nami dzieje? Kim jesteśmy i dlaczego to się nam przydarza?”

Karen, energicznie wskazując mnie palcem spytała: “Kim jesteś?”

Bez namysłu odpowiedziałam: “Jestem Egariną, komunikatorem. Mój mąż jest dowódcą Gwiezdnego Statku Rexegena. Przybyliśmy w pokoju z misją Boga przejęcia tej planety od Reptoidów. Oni nie są istotami światła i muszą odejść!” Przestałam mówić, z trudem łapiąc powietrze.

 



Rexegena, statek bazowy w kształcie grzyba

Skąd wszystkie te słowa się wzięły?

Karen patrzyła na mnie w sposób zdradzający lekkie zdziwienie: “Czym jest Reptoid?”

Znów czułam się wyłączona z rzeczywistości, tak jak w Kariong. Usiadłam na pobliskiej skale i westchnęłam: “Diabli wiedzą.”

Wydawało się, że Gerry rozumie, co się dzieje. “Musieliśmy wszyscy być kiedyś razem, w jakimś życiu. Ale nie byliśmy ludźmi, przynajmniej nie takimi, jakich znamy. Teraz zeszliśmy się, aby sobie przypomnieć, i to w istocie robimy.”

“Możemy tylko dalej przypominać sobie i patrzeć, co się stanie. Mam odczucie, że ty Valerie jesteś jakiegoś rodzaju posłańcem a my mamy ci pomóc.”

Spojrzałam na niego, marszcząc brwi i spytałam: “Dlaczego tak sądzisz?”

Churinga to patyk lub kamień używany przez Aborygenów do przesyłania wiadomości od jednego plemienia do drugiego. Alcheringa znaczy posłaniec – taki, jakim jest ktoś, kto niesie taki patyk czy kamień. Ty masz kamień Alcheringa. Nawet twój dom ma taką nazwę. Właśnie dlatego odwiedziłem cię tamtym pierwszym razem.”

“Ale dlaczego ja?” – odparłam słabym głosem.

“Właśnie powiedziałaś nam dlaczego: jesteś komunikatorem.”

Tej nocy nie dało się spać.

O szóstej rano leżałam w łóżku wpatrzona w sufit. W głowie przebiegałam w kółko zdarzenia poprzedniego dnia. Próbując zrozumieć, co to było. Było to rzeczywiste, nie coś wyimaginowanego. Przeżyłam to wraz z dwojga innymi ludźmi, którzy potwierdzili to. Za każdym razem, gdy o tym myślałam, przychodziło coś nowego. Spontanicznie przypominałam sobie fragmenty odległej przeszłości.

Wstałam z łóżka i założyłam szlafrok. W mojej małej pracowni wyjęłam z pudełka kamień Alcheringa i usiadłam na podłodze ze skrzyżowanymi nogami, trzymając go i próbując uspokoić umysł. Cicho wezwałam imię Alcheringi i poczułam znajome wrażenie wyłączenia.

“Jestem Alcheringa. Jak mogę ci pomóc, moje dziecko?”

To pytanie paliło mnie przez całą noc: “Z jaką misją przybyła Rexegena na Ziemię?”

“Misja. Ach tak, ta misja! Bardzo dobrze, moja droga, robisz szybkie postępy – dokładnie tak jak się spodziewaliśmy.

W tamtym czasie w gwiezdnych światach był to bardzo ekscytujący projekt. Nie mogliśmy się doczekać zrealizowania tego, co przed nami postawiła hierarchia. Misja polegała na zabraniu wielu ochotników na masywny żywy statek kosmiczny w podróż do planety Mu, jak wtedy nazywaliśmy Ziemię. Idea zawierała się w ustanowieniu bazy po to, aby stworzyć nową rasę, która nosiłaby energię miłości, harmonii i dobrej woli względem wszystkich. Ta nowa energia miała wpływać na to, co już było na Mu.

Pewien aspekt mnie samego został powołany na głównodowodzącego. Była to spora odpowiedzialność, ale mnie się podobało to wyzwanie. Towarzyszyła mi moja żona, którą w tamtym życiu byłaś ty, oraz czworo naszych dzieci. Wszyscy bardzo chętnie dołączyliście do tej wyprawy.”

Zrobiłam duże oczy: “Ja byłam twoją żoną?”

“Tak. I kochałem cię bardzo. I trwa to nadal. Ale idźmy dalej.

Rexegena wyruszyła z ósmej gwiazdy grupy Plejad z pięćdziesięcioma tysiącami ludzi na pokładzie. Lecieliśmy do miejsca, w którym nigdy przedtem nie byliśmy. Owych pięćdziesiąt tysięcy pochodziło z rozmaitych miejsc tej galaktyki. Wszyscy dobrze się czuli razem – jeden chciał poznać drugiego. Panowało niesamowite podniecenie i oczekiwanie.

Zakątek galaktyki, do którego się udawaliśmy, zajmowały rasy hołdujące innym niż my przekonaniom. W gwiezdnych światach istnieją różne systemy wierzeń, podobnie jak u was na Ziemi. Naszą misją było zmienić charakter tych wierzeń – nie za pomocą siły, ale pod wpływem energii miłości – tak, aby ci ludzie mogli doświadczać krystalicznego światła. Wtedy rasy te rozumiałyby i znały współczucie a także znaczenie utrzymywania kontaktów z istotami miłości, światła i radości.

Abyś zrozumiała, co się wydarzyło, teraz musimy wyprawić się wstecz do wcześniejszego czasu.

Miliardy lat temu zaczęła rozwijać się sama Ziemia – miejsce, które byłoby odpowiednie do zamieszkania przez hierarchię, z której się wywodzimy. W tamtym wczesnym okresie powierzchnia tej planety była płaska i bez życia. Planowaliśmy utworzyć z Ziemi Rajski Ogród. Słowo Eden (Raj) pochodzi od dźwięku, który przebija się przez molekuły i atomy, pomagając wytworzyć formy.

Plan wymagał zmiany kształtu skorupy ziemskiej. Pozwolono, aby na powierzchnię spadały komety i meteory, które tworzyły nierówności. Doprowadziło to do wymiany gazów i na planecie pojawiła się woda. W obecności wody można było wprowadzić i pielęgnować formy życia.

Hierarchia przygotowała warunki do stworzenia życia i pomagała w jego rozmnażaniu. We wczesnych stadiach rozwoju Ziemi zostało zasadzonych wiele rzeczy. Posłaliśmy tam zarodniki i inne formy życia, które mogły rosnąć i rozwijać się na tej planecie. W rzeczywistości same zmiany zachodzące na Ziemi wyrzucały pierwiastki i substancje niezbędne do stworzenia rozmaitych żywych form. Hierarchia stworzyła wokół Ziemi siatkę, aby wspomóc jej stabilizowanie się i przyśpieszyć rozwój form życia.

Drobne formy życia, takie jak grzyby, mięczaki i inne mniej rozwinięte, zaczęły wzrastać i rozmnażać się. Wielu z hierarchii i sfer anielskich współpracowało ze sobą, aby mogło się to dokonać.

Właśnie w tym czasie wiele kultur w całym kosmosie okazywało zainteresowanie tą planetą, w szczególności istoty pozaziemskie, które istniały w tym zakątku galaktyki. Zaczęły przybywać na Ziemię i z niej odchodzić, okazując wielkie zainteresowanie tym miejscem.

Istoty te przybyły na Ziemię wiele milionów lat przed wyprawą Rexegeny. Były one stworzone przez inną hierarchię – taką, która bardziej skłaniała się ku ego i władzy. Chociaż energie tych istot pochodziły od światła, nie posiadały one energii miłości i współczucia.

Były to Reptoidy i, jak ich nazwa podpowiada, były gadami. Mówimy jeszcze raz: chociaż rozumieli światło i posiadali inteligencję, która za tym idzie, nie rozumieli miłości. Co najważniejsze, nie wykreowano jej w nich.

Stworzono też inne tego rodzaju istoty w tym rejonie galaktyki, w tym Dinoidy, które także przybyły na Ziemię. W wyniku braku miłości, w końcu pojawiły się tarcia między nimi. Doprowadziło to do rywalizacji a nawet wojen. Nie było to nic nadzwyczajnego, gdyż zdarzało się to w wielu miejscach wszechświata w tamtych wczesnych czasach, setki milionów lat temu. Musisz wiedzieć, że rasy te zostały stworzone przez kogo innego, kto odwrócił się od światła Jednego.

Istoty ze sfer anielskich, które pracowały nad stworzeniem Rajskiego Ogrodu pochodziły od Elohima [bóg lub bogowie albo aniołowie]. Niektórych wciągnęło to, co działo się na tej Ziemi i martwili się odwiedzinami ras Reptoidów i Dinoidów, które zaczęły zgłaszać pretensje do posiadania tej planety na własność.

Reptoidy i Dinoidy zaczęły także same kreować na Ziemi wiele form życia. Kreowały poprzez inżynierię genetyczną, gdyż były w tym bardzo dobre i świetnie się tym bawiły.

Chociaż Reptoidzi i Dinoidzi w rzeczywistości były różnymi rasami, ale w ich naturze było podobieństwo, które pozwalało im żyć razem na Ziemi, aczkolwiek nie zawsze zgodnie. Obie posiadały umiejętności inżynierii genetycznej i wytworzyły niezależnie wiele różnych form życia. Popatrz na pyszczek niemal dowolnej żaby w twoim czasie a zobaczysz naturalną twarz Dinoida.”

Te dwie rasy zaczęły współpracować i kreować, niemal jak artysta pędzlem, liczne różne formy życia. Stało się to rodzajem rywalizacji o to, która strona sprawi się lepiej, bo oni raczej bawili się tym.

To oni stworzyli dinozaury. Wpływ miały zarówno Dinoidy jak i Reptoidy, chociaż dinozaury otrzymały nazwę od Dinoidów. W wyniku rywalizacji twórczej miedzy dwoma rasami, dinozaury stały się większe i bardziej dzikie. W miarę wzrostu rozmiarów przybywało im zębów i stały się bardzo niebezpieczne. Zwierzęta te zaczęły się mnożyć i ich liczba wzrosła dramatycznie. Szybko zjadały listowie i Ziemia w wielu miejscach stała się pustynna. Substancje odpadowe po tych stworzeniach oraz ich martwe ciała zaśmiecały krajobraz.

Należało znaleźć sposób na wprowadzenie tych materiałów z powrotem do Ziemi, dlatego Reptoidy u Dinoidy stworzyły wirusy, bakterie i pasożyty, które miały wspomagać ten proces.

Tego rodzaju aktywność trwała na Ziemi wiele milionów lat. Przybywały tu istoty z różnych gwiezdnych światów. Nie zatrzymywały się na zbyt długo ze względu na niebezpieczeństwa przepełniające to miejsce. Ziemię opanowały stworzenia Reptoidów i Dinoidów.

Nie było to zgodne z planami Elohima i pojawili się tacy, którzy chcieli spróbować odebrać Ziemię. Okazało się to trudniejsze niż początkowo sądzono, dlatego Elohim zdecydował monitorować to, co działo się na Ziemi. Posłali istoty, które zmieniły swoją formę i wstąpiły do wód stając się tym, co znacie jako wieloryby. W tej postaci były one pierwszymi i jedynymi ssakami na Ziemi. W rzeczy samej były one jedynymi ssakami przez bardzo długi czas.

Wieloryby potrafiły zachowywać w swojej świadomości światło i ten plan. Pomogły Elohimowi prowadzić prace i mieć wpływ na tej planecie, mimo że rasy Reptoidów i Dinoidów pracowicie realizowały swoje plany.

Formy wielorybów, funkcjonujące w wodach, nie wtrącały się do tego, co działo się z Reptoidami i Dinoidami na lądzie. Wszyscy żyli w umiarkowanej harmonii. Reptoidzi i Dinoidzi nie wiedzieli, że to Elohim pozwalał na ten stan. Istniało niepisane porozumienie zezwalające na ten podwójny rozwój wypadków zachodzących na Ziemi w tym samym czasie.

Istniał większy plan. Zakładał on, że ta planeta może być używana jako baza przez ludzi, którzy przybywają z miłością i światłem, aby wpłynąć na mieszkańców tego rejonu Galaktyki, gdzie było tyle ciemności. Zaplanowano zdarzenia, które miały zmienić ten stan rzeczy, zdarzenia, które ostatecznie miały pozwolić Rexegenie wyruszyć na jej wielką misję.”

“Kiedy Rexegena przybyła na Ziemię?” – spytałam.

“Zdarzyło się to nieco ponad dziewięćset tysięcy lat temu.”

“Dziewięćset tysięcy lat temu – to szmat czasu” – zauważyłam.

“Nie w gwiezdnych światach. Ktoś przyjdzie, by się z tobą spotkać. Jest kilka rzeczy, które chcielibyśmy, abyś zrobiła.”

 

 

„Ale ja nie spodziewam się nikogo” – powiedziałam, gdy zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałam kobiecy głos.

 

„Valerie? Nazywam się Pamela Goddard. Spotkaliśmy się około rok temu. Możesz mnie nie pamiętać. Otrzymuję bardzo silne pobudki, by do ciebie zadzwonić, ale nie wiem dlaczego.”

 

„Uhm, tak, pamiętam cię” – odpowiedziałam mocno zaskoczona. Wyciągnęłam mój zeszyt z adresami i znalazłam jej nazwisko. Obok niego znalazłam notkę ‘clar’ [skrót od ang. clairvoyant, jasnowidząca]. Pamela była jasnowidząca. Moje usta automatycznie powiedziały: „To może powinnyśmy się kiedyś spotkać i porozmawiać?”

 

„Och, dobrze” – odpowiedziała – „mogę być u ciebie o drugiej. Czy to ci pasuje?”

 

„Jasne, dlaczego nie. Do zobaczenia tutaj o drugiej.” Odłożyłam słuchawkę. „Alcheringa, czy to o Pamelę Goddard chodzi?”

„Tak, o nią.”

Samochód Pameli pojawił się we wjeździe dokładnie o drugiej godzinie. Zerknęłam na ścienny zegar w kuchni, zwracając uwagę na jej punktualność. Gdy wskazówka sekundowa przelatywała przez dwunastą, zadzwonił telefon. Dzwoniła znajoma Rachel. Usiłowałam jej pomóc w jej kryzysie. Albo za bardzo ponosiły ją przeżycia psychiczne, albo działo się z nią coś bardzo niedobrego.

 

Zadzwonił dzwonek u drzwi. Natychmiast rozpoznałam Pamelę i zaprosiłam ją do salonu, by poczekała aż skończę rozmowę.

 

Wróciłam do telefonu i usłyszałam, jak Rachel mówi tak jak gdybym wcale nie odchodziła. Była w rozterce i niepewna siebie. Uważała, że my dwie możemy mieć jakieś wspólne ‘karmiczne’ rzeczy. Chciała przyjść spotkać się ze mną i ‘to rozpracować.’ Wyjąkałam, że mam gościa, który właśnie przyjechał i obiecałam zadzwonić do niej później.

 

Nagle dostałam bólu głowy i poczułam się przygnębiona. Przepraszając za swój nastrój, zaproponowałam Pameli gorącą herbatę cytrynową. Gdy raczyłyśmy się herbatą, Pamela próbowała uspokoić mnie.

 

„Całkiem dobrze cię rozumiem. Mam znajomą, której próbuję pomóc i która tak samo ze mną postępuje. Ma jakieś ‘specjalne’ rzeczy do zrobienia, ale jednocześnie czuje się niepewna siebie i potrzebuje ciągłego utwierdzania, że jest na właściwej drodze. Na dodatek Rachel jest...”

 

„Rachel?” – przerwałam jej.

 

„Zgadza się” – odpowiedziała Pamela – „Rachel jest...”

 

Zmrużyłam oczy: „Rachel O'Meara?”

 

Widać było, że Pamela straciła jakąś małą cząstkę opanowania, gdy lekko zadyszała. Patrzyłyśmy na siebie w milczeniu przez magiczną sekundę po czym wybuchłyśmy śmiechem.

 

Pamela wzruszyła ramionami i popijała herbatę: „OK Valerie, jestem tu, co chcesz ze mną zrobić?”

 

Jeszcze trochę się pośmiałyśmy, a ja zauważyłam paczkę zdjęć z Kariong, wystającą z mojej torebki, które tego rana pośpiesznie dałam do wywołania w pracowni fotograficznej. „Cóż, zobaczmy” – powiedziałam.

 

Podeszłam do półki, wzięłam kamień Alcheringa i zaniosłam go Pameli. „Czy mogę położyć ci to na udach?” Położyłam zanim zdążyła odpowiedzieć.

 

Popatrzyła nieufnie na zawiniątko: „Tak, chyba tak. Co to jest?”

 

Wyjęłam zdjęcia z torebki: „Jest to kamień.”

 

Pamela przyjrzała się mu bliżej: „A co to za materiał, w który jest zawinięty?”

 

Siedząc znów w swoim krześle, wyjęłam z koperty zdjęcia: „To łyko z drzewa łykowego, z którego robi się papier.”

Pamela dotknęła łyka, by poczuć jego fakturę: „Jest, jest takie...”

 

„Aborygeńskie” – wtrąciłam. „Czy zechciałabyś popatrzeć na te zdjęcia?”

 

Pamela wzięła zdjęcia. Znów zadzwonił telefon. Tym razem była to Karen. Była rozczarowana: „To straszne, oglądałam to wideo i wszystko jest poszarpane. Nie da się z tego wydobyć żadnych hieroglifów. Musimy jeszcze raz pojechać do Kariong.”

 

Pamela pobieżnie przejrzała zdjęcia: „Hmm, te rzeźbienia w skałach wyglądają na egipskie.”

 

„Zaraz, zaraz. Co masz na myśli, mówiąc ‘poszarpane’?” – spytałam.

 

Pamela mówiła dalej: „Ten to Anubis, bóg podziemi, jak sądzę.”

 

Karen zaś dalej narzekała: „No wiesz, obraz kołysze się tam i z powrotem między glifami. Zatrzymuje się tylko na sekundę i zaraz przelatuje gdzie indziej. Nic nie mogę zobaczyć.”

 

„Czy to nie ty robiłaś to wideo, Karen?”

 

„Zawsze chciałam pojechać do Egiptu” – powiedziała Pamela.

 

„Oczywiście, że ja, Valerie. Wiem o tym. Ty nawet nie dotknęłaś mojej kamery. Ale to nie ma znaczenia. Tak czy owak ten film nie jest dobry, musimy tam wrócić.”

 

„Kiedy tam byliście?” – dopytywała się Pamela.

 

Odsunęłam słuchawkę od ucha i spojrzałam na Pamelę: „Te były zrobione w Kariong wczoraj.”

 

„Kariong?”

 

„Tak, w pobliżu Gosford, około cztery godziny drogi stąd.” Wróciłam do telefonu: „Karen, możesz obejrzeć moje zdjęcia; udały się i są wyraźne.”

 

Wszedł mój mąż i przedstawił się Pameli.

 

Wydawało się, że Karen się uspokaja: „Och, dobrze. Zaraz przyjadę, by je obejrzeć.”

 

„Karen, w tej chwili nie mogę się z tobą spotkać; mam właśnie spotkanie. Może jutro?”

„Jutro? W takim razie powinniśmy po prostu pojechać do Kariong.”

 

„Poważnie chcesz jechać znów do Kariong?”

 

„Tak.”

 

Mój mąż obrócił się i popatrzył na mnie zdumiony: „Naprawdę jedziecie znów do Kariong?”

 

Pamela uśmiechnęła się: „Och, czy mogę pojechać z wami?”

 

Na chwilę powstał mały zamęt. John nigdy wcześniej nie był zainteresowany Kariong: „Cóż, okay, jeśli chcecie.” Wzruszył ramionami i wyszedł.

 

Karen była zachwycona: „Fantastycznie! Będę o piątej rano; powinniśmy wyruszyć wcześniej. Pa.”

 

„Co?” – zaoponowałam, ale Karen odłożyła słuchawkę.

 

Pamela z zaciekawieniem oglądała zdjęcia: „Te wyglądają mi na bardzo prawdziwe.”

 

Usiadłam obok niej: „One są prawdziwe. Przyjrzyj się im uważniej. Zobacz, czy jest w nich coś, co rozpoznajesz, albo czy masz co do nich jakieś odczucia.”

 

Pamela zaczęła uważnie przyglądać się zdjęciom. Początkowo nie widać było żadnych reakcji – przeglądała je powoli przekładając kolejno i spokojnie badając je wzrokiem. Przy jednym zatrzymała się, podniosła bliżej oczu i wpatrywała się w jedno z wyżłobień. Twarz Pameli zaczęła się zmieniać. Jej spokojne zachowanie odeszło, gdy łza potoczyła się po jej policzku i spadła na zdjęcie. Zamknęła oczy a na jej twarzy pojawił się wyraz przerażenia.

 

„O nie, nie chcę tego pamiętać – tam było tyle cierpienia.”

 

„W porządku” – odpowiedziałam, zabierając zdjęcia. Wytarłam łzę i przyjrzałam się zdjęciu, które oglądała. „Pamelo, co widziałaś, gdy zamknęłaś oczy?”

 

„Statek. Widziałam statek – ten sam, który widzę w swoich snach. Zawsze ten sam statek – ten, który mnie tu przywiózł. Był tak wielki i mocny. Jak oni mogli go zniszczyć?” Zaczęła płakać. Pamięć Pameli została wyzwolona przez jedno ze zdjęć.

 

„Pamelo, ja też to pamiętam i znam innych, którzy także pamiętają.”

 

Pamela otarła rękami oczy: „Co się ze mną dzieje?”

 

„Nie jestem całkiem pewna; jesteś pierwszą osobą, której pokazałam te zdjęcia. Mnie przypomniał się ten statek razem z dwoma innymi osobami w Kariong. Wiemy tylko to, że te rysunki naskalne stanowią jakiś rodzaj przesłania, które budzi wspomnienia.”

 

Pamela dała się powoli wprowadzić z powrotem do tych wspomnień. W sposób przechodzący od panicznego i rozpaczliwego do spokojnego dawała upust uwięzionym emocjom łączącym się ze statkiem ze swoich snów.

 

„Utknęłam na tej planecie; nic nie mamy i prawie nie możemy oddychać tym powietrzem. Przyleciałam tutaj tylko dlatego, że cała moja rodzina chciała lecieć, a teraz oni wszyscy są martwi. Co ja robię w tym okropnym miejscu?

Muszę pomagać rannym; nie ma czasu na przeżywanie straty męża i dzieci. Mam pięćdziesiąt rzeczy do zrobienia a każdy tu wariuje. Jak to się mogło stać?

Jesteśmy rozbici. Nie ma jedzenia, oprócz awaryjnych racji. Nie wiemy, co możemy jeść na tej planecie. Nawet woda jest niebezpieczna – jest wypełniona maleńkimi stworzeniami, jakich nigdy wcześniej nie widzieliśmy.

Jestem wyczerpana – pracuję dzień i noc. Wszyscy zadają mi pytania, gdyż mam wiedzę o uzdrawianiu.

Teraz jest wieczór i znajduję się w dole przy wodzie. Możemy wychodzić na otwartą przestrzeń, gdy słońce jest pod horyzontem. Spaceruję sama, jestem trochę w strzępach. Ciągle jest jakaś praca – uzdrawianie ciał i składanie ich w całość.”

 

Poprosiłam, aby opisała siebie.

 

„Jestem dość wysoka, powiedziałabym: smukła. Chyba nie mam włosów. Mam wielkie oczy; moja skóra jest bardzo gładka, blada i przezroczysta – biaława, szarawa, niebieska.”

 

„A głowa?” – spytałam.


„Mam wrażenie, że jest długa, płaska z tyłu. Ach, noszę wciąż laboratoryjne nakrycie głowy. O, jednak mam trochę włosów – są podwinięte pod czapkę. Hmm, ta czapka w dotyku przypomina skórę.”

 

„Co robisz w laboratorium?” – spytałam.

 

„Mam tam do czynienia z rurkami i butelkami do testów. Nic ciekawego, gdyż mamy ich za mało. Na początku mieliśmy tylko coś w rodzaju apteczki pierwszej pomocy, a teraz mamy coś przypominające laboratorium. Dopasowujemy geny do krzyżowania.”

 

„Krzyżowania? Co z czym krzyżujecie?”

 

„Krzyżujemy siebie ze stworzeniami z tej planety, z dwunożnymi małpami. Wszystko trzeba zrobić szybko, gdyż w przeciwnym wypadku nowa rasa zostanie stracona. Po to właśnie tu przylecieliśmy, dlatego musimy to zrobić. Rzeczy nie trzymają się w tej atmosferze, a my nie mamy działających urządzeń zamrażających. Wszystko to jest dla nas nowe.”

 

„Poczekaj. Z małpami? Jak robicie to krzyżowanie?”

 

„Jestem jedną z wolontariuszek, która będzie sztucznie zapłodniona; wiele innych kobiet zgłosiło się na ochotnika. Jesteśmy tymi, które doprowadzą do zaistnienia tej nowej rasy, rasy, która przetrwa w tym miejscu.”

 

„Ale dlaczego robicie to z małpami z Ziemi? Czy taki był początkowy plan?”

 

„Nie, ale my, tacy jak jesteśmy, nie możemy tu przeżyć. Nasze noworodki umierają. Jest tu bardzo ciężko; wszystko musi być bardzo dokładne. Ja ciągle mam kłopoty z oddychaniem.

Wiele się nauczyłam od Reptoida, który się do nas przyłączył. Jest bardzo pomocny i uczciwy – kompletnie zmienił swój charakter. Bardzo go lubię i rozumiem jego humor. Pokazał nam jak używać roślin na pożywienie i lekarstwa.”

 

„Ale co się dzieje z tą sprawą krzyżowania z małpami?”

 

„Niektóre kobiety rodzą dzieci jedno po drugim. To trwa już jakiś czas. Kobiety rodzą bardzo łatwo, gdyż nie jest z tym związany żaden ból. Dzieci mają bardzo dobrą opiekę. Później rozmnażają się miedzy sobą.”

 

Muszę przyznać, że byłam w stanie małego szoku. Oto ocaleni z gwiezdnego statku, rzuceni na Ziemię, próbują inżynierii genetycznej za pomocą apteczki pierwszej pomocy. „Czy krzyżowanie z tymi małpami kończy się powodzeniem?”

 

„Niektóre z prób nie całkiem się udają, inne tak. Ciągle jeszcze trwają intensywne prace genetyczne związane z doborem ludzi.”

 

„Co masz na myśli mówiąc, że niektóre się nie udają?” – wykrztusiłam.

 

„Wszystko to ma wzniosły cel. Cała idea zawiera się w sprowadzeniu miłości, światła i pokoju na Ziemię, aby ludzie nie osądzali innych, aby nie byli wikłani w wojny, żeby nie było wrogości i gniewu.

Jestem już stara. Wszystkie te badania i wiedza jest we mnie. Wiele uczę te nowe pokolenia. Uczę o swojej pracy nad życiem roślin. Wydaje się, że wiem strasznie dużo rzeczy.

Pierwsza część mojego życia była bezpieczna, miałam dobrą rodzinę. Potem znalazłam się tutaj jako rozbitek i straciłam wszystkich. Już nigdy nie zobaczyłam swojego ojczystego świata. Tę stratę czuję teraz – to okropne. Zepchnęłam to w głąb siebie – bardzo głęboko.

Wpłynęło to na moje wszystkie inne życia i wyjaśnia moje życia w samotności. Miałam ich bardzo dużo. Zamiast stawiać czoło krzywdom i cierpieniu spędzałam życie jako zakonnica lub żyłam samotnie. Wszystko to z powodu strachu przed wyzwoleniem się emocji. Teraz, w tym życiu, zrobiłam znów to samo.”

 

Pamela otworzyła oczy i znowu zaczęły jej lecieć łzy: „Czy to nie ciekawe?”

 

Pamela położyła głowę na moim ramieniu i płakała.

 

 

 

 

 


 Zamówienia i opłata

Jeśli chcecie przeczytać całość tej ekscytującej opowieści, możecie ją zamówić online.

Zapłacić można poprzez Paypal, bezpieczny serwis internetowy. Jeśli chcecie kupić tę książkę, zajrzyjcie na stronę zamówień.


© Copyright Valerie Barrow